poniedziałek, 25 lutego 2013

Stopem i marszem

dopiero się odkręciłem po piątkowo sobotniej akcji. A działo się tak: wyruszyłem z Kębłowa na stopa i do Gdańska na oliwę dojechałem w bardzo szybkim tempie, bo w godzinę dwadzieścia. Odwiedziłem przy okazji przyjaciela w Gdańskim Seminarium Duchownym. Miałem bardzo dużo czasu więc przy okazji wszedłem do katedry oliwskiej. Tak się złożyło, że akurat zaczynała się droga krzyżowa. Skorzystałem z nabożeństwa, a tym samym zleciało troszkę czasu. Po mszy w której również uczestniczyłem udałem się na AWF. Tam czekał już na mnie mój serdeczny przyjaciel Jano. Po chwili dowiedzieliśmy się że główny organizator trochę się spóźni więc przeczekaliśmy ten czas w siedzibie KTA ( klub turystyki aktywnej)Po przyjeździe Piotrka wszyscy ruszyli w trasę. Na początku gdy mnie zobaczył ogarnęło go wielkie zdziwienie, bo nie widzieliśmy się już ze dwa lata. A pamiętam jak byśmy jeszcze wczoraj razem studiowali. Jak ten czas szybko leci nasuwa się znowu refleksja. Rozmawialiśmy sobie o tym co wydarzyło się w naszym życiu w ciągu tych dwóch lat, a także powspominaliśmy trochę studenckie czasy. Trasa była zróżnicowana. Czasami szliśmy po ubitym śniegu, a czasami przedzieraliśmy się przez półmetrowe zaspy. To One najbardziej nas wykończyły. Co więcej spowodowały że miałem małą powódź w butach. Odczułem to jednak dopiero wtedy gdy dotarliśmy na miejsce a konkretnie do Bieszkowic. Wynikało to z dłuższego postoju. Miałem na sobie cienkie skarpetki neoprenowe i to dzięki nim przez całą noc nie było mi zimno w stopy. Dodam tylko że dystans około 40 kilometrów pokonaliśmy w 11 godzin. Daje to dosyć przeciętną średnią bo około 4 km na godzinę. Jednak zważywszy na warunki atmosferyczne i trudne ośnieżone szlaki, daje to całkiem przyzwoity wynik. W Bieszkowicach złapałem stopa do Wejherowa. Jechaliśmy ( ja Jano i Koleżanka której imienia już nie pamiętam) z przemiłą panią, która właśnie wybierała się do pracy. Przyznała że troszkę bała się nas wziąć, ale ostatecznie nie pożałowała. Myślę, że ten dobry uczynek kiedyś zaprocentuje w jej życiu :D W Wejherowie rozdzieliliśmy się. Koleżanka pojechała skm do domu, Ja stopowałem kierunek Kębłowo, Jano łapał w kierunku Redy. Jemu pierwszemu się udało. Mnie zabrał młody chłopak który właśnie jechał na zawody w biegach na orientację do Luzina. Okazało się że mamy wspólne pasję czyli aktywny wypoczynek mówiąc w skrócie. Podsumowując wyszedłem z domu o 16 w piątek, wrociłem w sobotę o 9 rano. Daje to 17 godzin wspaniałej przygody, podczas której spotkałem wielu życzliwych i przyjaznych ludzi. Nie licząc kanapek i czekolady które spakowała mi żona, wydałem 2,30 na wodę mineralną. To świadczy o tym, że aby przeżyć fajną przygodę, nie trzeba wcale jechać do Egiptu w all inclusive. Wystarczy tylko mieć jakiś pomysł i wyjść z domu. Położyłem się spać zmęczony straszliwie i wstałem o 15-30. Obejrzałem meczyk Manchesteru United i sobotę uznałem za udaną. Niedziele spędziłem rodzinnie, wieczorem zaś gościłem u koleżki Mateusza na urodzinach. Kolejny dzień, kolejny tydzień zmaykam razem z opublikowaniem tego posta. Pozdrawiam wszystkich i życzę wszystkiego dobrego na ten tydzień. Szczególnie dużo siły i wytrwałości życzę nauczycielom, którzy wracają do pracy po feriach. SlavkoToro, spływy kajakowe pomorze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz